Bieszczadzkie lato z książką

blzk

13. edycja wcale niepechowa.
Miejsc siedzących brak!

blzk

Michał Ogórek nie ma litości dla Piłsudskiego

„Jestem jak antyczny mebel przy Bieszczadzkim lecie, a mimo to odczuwam tremę” – przyznał Jerzy Kisielewski, wspominając, że opuścił tylko jedną edycję. Dziennikarz poprowadził pierwsze spotkanie – z Michałem Ogórkiem, który na wstępie pożalił się, że prof. Bralczyk, z którym zwykle występował, zdradził go z żoną. Rozmowa skupiła się na najnowszej książce felietonisty Sto lat! Jak w ostatnim stuleciu czciliśmy przywódców – nieszablonowej biografii ośmiu polskich przywódców, opisanych z ironią i nieraz złośliwie. Trzeba, jak skonkludował Jerzy Kisielewski, olbrzymiego talentu publicystycznego, ale i satyrycznego, by opisane postaci zamknąć spójnie w jednej książce. „Klucz miałem najpierw, potem szukałem zamka”– przyznał Michał Ogórek. Autor podzielił się z publicznością szczegółami ze swojej pracy i jak zwykle okazał się kopalnią anegdot. Piłsudskiego strącił z piedestału, wspominając, że zamykano szkoły za demonstracyjne nieczczenie imienia Józef w czasie imienin marszałka; oddał sprawiedliwość Bierutowi („Bardzo przyzwoity człowiek, fajnie się zachował, umarł w wieku 65 lat!”). Rozbawił zgomadzonych anegdotą o wywiadzie, którego Lech Wałęsa udzielał słynnej włoskiej dziennikarce Orianie Fallaci siedząc w wannie. Rozmowa, przerywana wybuchami śmiechu publiczności, upłynęła zbyt szybko. Mamy nadzieję, że Michał Ogórek odwiedzi Bibliotekę przy okazji następnych publikacjach, zwłaszcza że zapowiedział: „Ja do Leska w każdym momencie”.

blzk
blzk

Jerzy Bralczyk uważa, że kobiety są wredne

Profesor już na wstępie rozmowy o napisanej z żoną Lucyną Kirwil książce Pokochawszy. O miłości w języku sprostował, że wcale nie wyszła ona tą publikacją z cienia, bo jest znanym i cenionym w środowisku (nie tylko polskim) agresologiem. I że to on nieraz funkcjonuje jako „mąż profesor Kirwil”. Książka Pokochawszy... mogła wcale nie powstać, gdyż autorzy – małżeństwo z wieloletnim stażem – mają zupełnie inne systemy pracy. Lucyna Kirwil poprawia swoje teksty dziesiątki razy, Jerzy Bralczyk nie. „Zadaję sobie pytanie, czy na pewno jestem mądrzejszy niż w momencie, gdy coś napisałem” – stwierdził, dodając, że jest fanem form zaprzeszłych (tytuł to imiesłów przysłówkowy uprzedni) i jeśli w jakikolwiek sposób podtrzyma ich używanie, jest usatysfakcjonowany. Cała rozmowa – o miłości, rytuałach w związku, słowach „kocham cię” – upłynęła w sympatycznym klimacie błyskotliwego małżeńskiego przekomarzania. Dodatkowo można było wysłuchać zwięzłego miniwykładu o miłości w literaturze poszczególnych epok. Oczywiście wszystko w doskonałej polszczyźnie!

blzk
blzk

Katarzyna Grochola cieszy się z tego, co ma

Jedna z najbardziej poczytnych autorek w Polsce nie chciała pisać kolejnej pogodnej „grocholowatej” książki i tym razem skupiła się na mrocznej stronie swoich bohaterów. Powieść Zranić marionetkę to jej pierwszy i być może nie ostatni kryminał. Publiczności zdradziła patent na czytanie „zakazanych książek”, który miała w dzieciństwie z bratem (zamienianie okładek z lekturami), wyjaśniła genezę nazwisk bohaterów najnowszej książki („Wszyscy jesteśmy w lesie, stąd nazwiska od zwierząt lub od drzew”), na prośbę czytelników przeczytała wiersze, które napisała jako nastolatka („Jakby co, to się wyprę!”) oraz wyrecytowała z pamięci wypracowanie-dyktando, za które – ku jej ogromnemu rozżaleniu – nigdy nie dostała oceny („Hucuł nieznany hodował hipopotamy...”). Przyznała, że pisze w samotności i bardzo szybko („Bo to jedyna rzecz, którą umiem robić”), ale na pewno nie napisze niczego, co odebrałoby jej nadzieję. Spotkania autorskie, takie jak w Lesku, mają dla niej ogromną wartość.

blzk
blzk

Wojciech Pszoniak nie czyta książek!

Ale tylko wtedy, kiedy uczy się roli. Wtedy z pasją gotuje. Zresztą uczenie się na pamięć uważa za najgorszą stronę aktorstwa. Rozmowę z ostatnim gościem tej edycji Bieszczadzkiego lata z książką – aktorem teatralnym i filmowym, reżyserem i pedagogiem – poprowadził pomysłodawca całej imprezy Bogdan Szymanik.

blzk

Wojciech Pszoniak przedstawił swoją definicję aktorstwa, której od 50 lat jest wierny – to komunikowanie tego, co się z nami dzieje, w sposób niewerbalny, poprzez emocje. Dużo jeździ ze spektaklami (może kiedyś odwiedzi z którymś Lesko...) – chętnie kupiłby budę cyrkową i podróżował po świecie. Występował na deskach teatrów polskich, francuskich, angielskich i szwajcarskich, ale najbardziej wymagająca jest dla niego ta publiczność, która wie, po co przyszła; najcenniejszym zaś moment ciszy, która dźwięczy – życzy jej każdemu aktorowi. Opowiedział o pierwszej roli filmowej, w czasie której został ochrzczony smołą (Noc anioła 1970), a także o perypetiach z wydaniem audiobooka Profesor Tutka. W tym roku aktor obchodzi bowiem 50-lecie swojej pracy artystycznej i nagraniem audiobooka z opowiadaniami Jerzego Szaniawskiego (którego subtelność ogromnie ceni) chciał je uczcić. Na prośbę publiczności przeczytał, a raczej fenomenalnie odegrał, jedno z nich.

blzk

Wszystkie spotkania autorskie Bieszczadzkiego lata z książką odbyły się – zresztą jak co roku – przy pełnej sali. Po każdym można było dostać autograf, a goście chętnie zamieniali z czytelnikami parę słów. To była świetna okazja, aby zadać kilka pytań i lepiej poznać osoby zwykle niedostępne dla zwykłych czytelników. A oprócz strawy duchowej można było skorzystać z bonusu w postaci kawy i ciasta niezawodnej pani Joanny Krawczyk :)

blzk

Tak było w bibliotece. Odbyły się także spotkania dla najmłodszych. W Bieszczadzkim Domu Kultury z dziećmi spotkali się Joanna Taborska i Grzegorz Kasdepke.

Agnieszka Rusinek


ZAMKNIJ... (c) PiMBP w Lesku, 2019